niedziela, 28 grudnia 2014

Nasze Pierwsze australijskie Święta Bożego Narodzenia

Z okazji Świąt z ogromną przyjemnością poświęcam kilka godzin, aby wrzucić tych kilka zdjęć :) Tak tak, taki mamy tutaj internet. Na końcu świata :) Popsuł się ostatnimi czasy. Wysyłanie danych jest prawdziwą udręką. Jest jednak dobra wiadomość: już niedługo będzie u nas NBN. Pokładam w nim ogrom nadziei, że w końcu internet będzie na poziomie.

A do Świąt wracając... Zobaczcie, jak przygotowaliśmy Święta po naszemu w tej odległej krainie, która do nich w ogóle nie "nastraja". No bo co to za Boże Narodzenie bez śniegu? Nie wyobrażacie sobie, jak absurdalnie ubiera się choinkę, gdy na dworze, jest +30 stopni... Albo jak dziwnie wiesza się ozdoby na domu, gdy w szyję praży słońce...

Choinkę wybraliśmy sztuczną. Tutejsze świeże rosną (moim zdaniem) w zbyt ciepłym klimacie, a w efekcie są dość wiotkie. Zupełnie nie nasze gusta. Dodatkowo wątpiliśmy, aby w tej gorącej temperaturze się utrzymały dłużej. A na sam koniec, obawialiśmy się, że jakieś robactwo, którego wciąż się w domu nie dorobiliśmy, się w choince zalęgnie. Tak więc postawiliśmy na sztuczną. Piękną, bujną, gęstą, ciemno zieloną, 210 cm. Myślę, że ten zakup był wyjątkowo udany. Choinka pięknie się prezentuje. Zwłaszcza ubrana w ozdoby, które pomagał wybierać Piotrek. Kolorowe: renifery, gwiazdy, samoloty, pociągi... i masa masa innych. Gdy ubieraliśmy drzewko, Piotrek dbał o to, aby wszystko miało swoje miejsce. I tak pociągi są nisko (bo jeżdżą po ziemi), a samoloty i aniołki wiszą wysoko (bo latają po niebie). Schowana z tyłu wisi też mały różowy bucik, który odczytujemy z Adamem, jako sugestię piotrusiową. Nie pasuje jedynie kolor, gdyż on ciągle mówi o bracie, a nie siostrze. Mamy na choince nawet sowę. Trzy takie same lecą właśnie do pewnej sowiej zaprzyjaźnionej rodziny z Polski. Niestety posłużą dopiero w przyszłym roku :(

Bardzo trudno było dostać szopkę. W ostatniej chwili udało nam się jednak dostać figurki. Piotruś był uradowany i każdego dnia sprawdzał, czy Jezusek już się urodził.

Piotrek pomagał w kuchni tyle ile mógł i na tyle na ile starczyło mu cierpliwości :) Zrobił ze mną ciasteczka i jak zwykle podjadał surowe ciasto. Mimo, iż jeszcze w wigilię byłam w pracy, stół był usłany wigilijnymi pysznościami: barszcz, pierogi z kapustą i grzybami, pierożki w cieście francuskim, kasza z grzybami, ryba po neapolitańsku, sałatka, ryba po grecku. Także akcent australijski: krewetki. Jeśli dobrze pamiętam, to chyba tyle, ale wierzcie mi, brzuchy mieliśmy pełne, aż bolały. Przystrojone ciasta świąteczne ze zdjęć są ciastem pomarańczowo-migdałowym. To z choinką i bałwanem zrobiłam na "Xmas Party", na którym byliśmy u sąsiadów, gdzie był też Mikołaj :) Dość popularne jest tutaj robienie przedświątecznej imprezy, na którą każdy przynosi uniwersalny prezent do jakiejś kwoty. Później każdy wybiera jeden, nie swój i jest przy tym ogrom zabawy.

Wioska z piernika, masy cukrowej i marcepana, którą zrobili studenci z TAFE SA została umieszczona na lotnisku. Szczęśliwie mieliśmy kilkoro gości przylatujących, więc natknęliśmy się na to śliczne dzieło.

Tyle o tym jak przygotowaliśmy Święta. W ciągu dwóch dni pokażę Wam, jak spędziliśmy nasze pierwsze australijskie Boże Narodzenie.