poniedziałek, 7 grudnia 2015

Maria Anna jest z nami

Już prawie trzy miesiące Maria jest z nami. Życie wywróciło się do góry nogami. Baardzo pozytywnie :D:D:D:D:D:D

Marysia jest słodkim małym ssakiem, dobrym śpiochem nocnym, i zdrową, silną dziewczyną, która rośnie jak na drożdżach. Niestety miała pewien epizod szpitalny, gdy skończyła dwa tygodnie. Serce mieliśmy wtedy w skarpetkach. Na szczęście udało się dość szybko zawrócić Marię na właściwy tor i po kilku dniach wróciłyśmy o domu.

Po dwóch miesiącach pamięć płata figla i nie pamiętam już okropnego porodowego bólu. Pamiętam tylko, że bolało, ale wszystkie szczegóły się już rozmyły - zabawne zjawisko. Podobno było też w miarę szybko :) Spędziłyśmy potem cztery dni w szpitalu, który bardziej przypominał hotel. Adam z Piotrkiem odwiedzali nas codziennie, wychodziliśmy na patio spędzać pierwsze rodzinne chwile.

Do góry nogami wywróciliśmy nasz plan tygodnia. Podobnie mój plan dnia, Adama grafik. Tylko Piotrka przedszkole zostało, jak było :) Póki co niewiele mam czasu dla samej siebie, oczywiście z wyboru, bo mam teraz taką fanaberię, aby wszystko było "perfect".
Przez pierwszy miesiąc bardzo mi zależało na tym, abyśmy ja i Marysia miały dużo spokoju. Same we dwie, takie wtulone, albo z Adamem i Piotrkiem. W każdym razie uważam, że to powinien być czas dla rodziny. Nie wiem, jak inne młode matki, ale ja bardzo potrzebowałam tego pierwszego miesiąca. Niestety mój okazał się trochę zakłócony i taki naprawdę rodzinny czas mieliśmy dopiero, jak Marysia skończyła już miesiąc.
Teraz jest już pora, abym odzyskała trochę siebie. Oczywiście przez dłuższy czas nie będę niesamowicie wolna, ale chętnie pobędę sama ze sobą, albo sama z innymi ludźmi. Poszukiwania niani są więc w toku. I tu kilka dylematów. Bez wątpienia ten numer jeden: czy dana osoba dobrze zaopiekuje się moim dzieckiem. I w takich chwilach myśli się, jakby cudownie byłoby mieć warunki, aby po prostu ściągnąć tutaj jedną z byłych niań Piotrka. Sprawdzone, porządne dziewczyny, chętne do współpracy w naszym "stylu wychowawczym". Wśród innych dylematów jest na przykład język: czy Maria powinna mieć nianię anglojęzyczną, aby już od dnia pierwszego łapać angielski, czy lepiej, aby to był ktoś mówiący po polsku. Tutaj wciąż rozważamy za i przeciw i wiecie co... będziemy wdzięczni za jakieś porady, albo inne punkty widzenia w komentarzach poniżej :)
Właśnie sobie skojarzyłam, że gdy jechaliśmy do szpitala na poród, Piotrek miał do wyboru kilka cioć do opieki. Jednak wybrał właśnie tą, która jest Polką i mówi po polsku, mimo, że poznał ją zaledwie dwa czy trzy tygodnie wcześniej.

Okazuje się, że organizacja przestrzeni, gdy ma się małe dziecko, jest w tym domu niezwykle trudna. Dodatkowo ja się denerwuję, że wszelkie naprawy trwają miesiącami. A zepsute okno w Marysi pokoju, naprawiono opiero w ubiegłym tygodniu! Na szczęście podjęliśmy decyzję o przeprowadzce i to dodaje mi otuchy każdego dnia, gdy nie mogę postawić nogi, gdyż podłoga skrzypi tak tragicznie, że wybudza Marię. Tak tak! Ten dom jest piękny, wspaniale położony, ale zrobiony w australijskim standardzie (czyli dla nas "po łebkach") i cholernie niepraktyczny. W prawdzie jestem przekonana o zbawiennym wpływie codziennych spacerów na świeżym powietrzu i nie potrzebuje specjalnych zachęcań do wyjścia... jednak te skrzypiące podłogi, sprawiają, że jeszcze chętniej zabieram Marię na wózkowe spacery. A że okolice mamy piękne, to aż się prosi, aby brać z tego garściami. Marysia ma przepiękny wózek i chętnie sobie w nim podsypia i podróżuje. Mam wrażenie, że przydałoby się trochę więcej zacienionych miejsc w naszych okolicach, ale i z tym sobie jakoś radzę.

Po trzech miesiącach uczciwie mogę powiedzieć, że wspaniale jest być znowu mamą. Że super jest być mamą córeczki. I cudownie jest obserwować Marię i Piotrka razem. Piotruś jest wspaniałym starszym bratem. Stara się być pomocny, jest bardzo cierpliwy. Szybko stał się bardziej samodzielny i sam poszukuje bardziej dojrzałych zajęć dla siebie. Oczywiście zdarza mu się mieć jakieś smutki i trudy, z którymi nie wie jak sobie poradzić, ale już nasza w tym głowa, aby mu w tym pomóc :)

Marysia jest już zarejestrowana w Australii. Staramy się również o numer Medicare dla niej. W najbliższym czasie czeka nas jeszcze wycieczka do Sydney, aby nasza Maria Anna miała obywatelstwo polskie. I jeszcze musimy rozważyć jak, kiedy, GDZIE naszą Marysię ochrzcić :D To bardzo ważny punkt programu, ale wszystko nam się tutaj komplikuje i wciąż nie wiemy czy ma być w Polsce, czy w Australii.

Na koniec wpisu rzecz najważniejsza :) Dziękujemy za każdy wysiłek włożony w to, aby dać nam znać, że cieszycie się razem z nami. Zapamiętamy każdą kartkę, kwiaty, prezenty dla Marysi. Także te dla jej starszego brata. Pacjenci Adama też "zaszaleli" w tej kwestii, co było strasznie miłe!






















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz