wtorek, 1 lipca 2014

Australia sztormem zawiewa

Od tygodnia szaleje u nas sztorm. Zaczęło się od poniedziałkowego poranka. Wiało masakrycznie, aż Adam obudził mnie i Piotrka wcześniej, abyśmy odwieźli go do pracy te dwa kilometry. Próbowało zwiać samochód, ledwo jechaliśmy... Kilka dni sztormu było dla nas dużym i ekscytującym też doświadczeniem. Przede wszystkim dlatego, że ten nasz dom jest z kartonu. Wszystko się trzęsło :) Raz nawet prosiłam Adama, aby odezwał się do naszego Landlord'a, bo "TV się rusza i boję się, że przy kolejnym silniejszym podmuchu spadnie ze ściany" ;P Okna, jak przystało na Australię, hałasowały podczas sztormu. Nauczyliśmy się więc spać z klikającymi oknami. Swoją drogą już wcześniej zgłosiliśmy te wszystkie, i jeszcze wiele innych, nieszczelności. W raporcie Peter napisał, że wszystko na co narzekamy mieści się w standardach australijskich, a my jesteśmy z Europy i jesteśmy przyzwyczajeni do innych... Więc pamiętajcie: bywają tu klikające okna, drzwi przez które wieje, moskitiery, przez które mogą dostać się mniejsze żyjątka, ściany, które trzęsą się, gdy zawieje wiatr, skrzypiące podłogi zimą (tutejsze drewno pęcznieje przy zmianie wilgotności)... Mogłabym napisać jeszcze więcej, ale wiecie co... Myśmy już do tego przywykli. Dodatkowo okazało się, że gdy nie ma potrzeby narzekać na rzeczy zasadnicze, wiele innych przestaje aż tak przeszkadzać. Bardzo cieszę się, że docieramy do tego momentu życia, kiedy zmartwień przysparzają rzeczy istotne. Dla mnie osobiście jest to dobry start. (Adam naturalnie był w innej sytuacji od początku, bo my tutaj zależeliśmy i zależymy jeszcze od jego pracy) Miałam ten komfort, że najpierw mogłam "odnaleźć siebie tutaj", uporządkować moje priorytety i w końcu zająć się sobą, moimi potrzebami i karierą zawodową (oczywiście poza pielęgnowaniem naszego ogniska domowego, co jest normalne i naturalne, więc chyba nie ma potrzeby o tym się rozpisywać?). Dla niewtajemniczonych powolutku nie jestem już tylko panią domu, matką i żoną lekarza :) Ale o tym innym razem, bo to temat na dłuższy post.
Wracając od sztormu... Wymyśliliśmy sobie wiele domowych, albo pomieszczeniowych aktywności. Z kolei, gdy tylko wiatr słabł i wychodziło słońce, robiliśmy wypady. Poznaliśmy między innymi nowe miejsce, czyli tutejszą bibliotekę. Pierwszy raz wybraliśmy się tam, gdy mama kolegi Piotrka zaproponowała tam spotkanie. Oczywiście byłam zdziwiona pomysłem, bo nie byłam pewna, czy dzieciaki znajdą coś fajnego do zabawy (poza książkami oczywiście) w pomieszczeniu pełnym regałów. Okazało się jednak, że w bibliotece jest kącik dla dzieci. Jest tam mnóstwo zabawek, z których można korzystać. Wygodne kanapy, stolik z krzesłami, kredki, farbki. Dodatkowo całe regały z zabawkami, filmami, audiobookami, które można wypożyczyć. Piotrek z Blake'em bawił się tam świetnie, dlatego w sztormową sobotę postanowiliśmy odwiedzić bibliotekę ponownie. Świetny pomysł!

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz