czwartek, 10 lipca 2014

Prawie w Victor Harbour :)

Dwa tygodnie temu, gdzieś pomiędzy sztormem a sztormem, bardzo spontanicznie wskoczyliśmy w samochód z zamiarem pojechania na południe. Tym razem... Właściwie celem było Victor Harbour i wszelkie tamtejsze atrakcje pingwiny, mosty, wyspy, kolejki... Ale cały nasz czas spędziliśmy w Urimbirra Wildlife Park na wjeździe do naszego docelowego miasta. Gdy weszliśmy do budynku z kasami, pogoda zaczęła się robić brzydka, zaczęliśmy więc lunchem w tamtejszej restauracji. Cóż to była za podróż w czasie. Mniej więcej jakbym się przeniosła z 20-30 lat temu, tak wyglądała stołówka. Właśnie! Miało się wrażenie, że jest to bardziej stołówka niż restauracja. I dokładnie jak na stołówce można było wybrać posiłek z krótkiej listy oferowanych. Gdy kelnerka przyniosła nam talerze klimat stołówkowy tylko się wzmocnił. Ziemniaki w prawdzie podpiekane, ale mięso zalane sosem, ryba zalana sosem, kawałki kurczaka z mięsa mielonego... I smak też z 20 lat temu. A na deser gałki lodów z polewą z plastikowego dozownika. Szczerze mówiąc niewiele zjedliśmy, a Piotrek prawie w ogóle. No... może poza tymi lodami :)
Park sam w sobie jest po prostu przepiękny. Kangury biegające dokoła standardowo bezczelnie wpychały się, aby dać im jedzenie. Gdy je karmiłam jeden z nich pazurzastą łapą zabierał moją rękę innym kangurom spod nosów. Bardzo łapczywy był ten osobnik. Koniecznie chcieliśmy jeszcze zobaczyć krokodyle. I udało nam się. Nawet dobrze było je widać. Siedziały sobie w podgrzewanej wodzie. Widzieliśmy też ślicznego wombata. A na koniec, jak zwykle, bardzo ważny był seans z koalą. W tym parku, o umówionej godzinie jest pora karmienia i wtedy otwierana jest ich "zagroda". Można do nich wejść, podotykać i zrobić sobie zdjęcie. Wykorzystaliśmy tę okazję, co widać na zdjęciach :) Ujęć z koalą było o wiele więcej. A potem nasz czas się skończył. Zapadł zmrok i zrobiło się zimniej. Spakowaliśmy się w podróż do domu, a w trakcie ja i Piotrek mieliśmy naprawdę miłą drzemkę :)



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz