niedziela, 7 września 2014

Australijski Dzień Ojca

W trakcie szykowania kolejnego postu z Brisbane, wrzucam na szybko krótką relację z naszego pierwszego australijskiego Dnia Ojca. Dzisiaj wyjątkowo się wyspaliśmy, bo aż do 9tej. Takie luksusy zdarzają nam się niezwykle rzadko, gdyż Piotrek ma wbudowany zegarek, a jego czasem na wstawanie jest 7:30.
Obdarowaliśmy kangurzego tatę Adama prezentami, specjalnie wcześniej uszykowanymi. Po Johnniego Walkera ze specjalnym grawerem trzeba się było wybrać na drugi koniec miasta i to tylko w jeden, konkretny dzień. Kartkę i książkę wybierał Piotruś. Kubek... sam się nabył na naszej dzisiejszej wycieczce. Kubek nie byle jaki, bo o pojemności 900 ml. Każdy kto zna Adama choć trochę i jego zamiłowanie do porannej kawy, będzie wiedział, że to zakup trafiony w dziesiątkę.
Było też dzisiaj dużo przytulania i słońca. I super długa wycieczka w okolice Hahndorfu, o którym już pisałam. Ale ważnym targetem tego dnia był metrowy hot dog specjalnie dla Taty Adama, którego można zjeść tylko tam i tylko w jednej restauracji. Odwiedziliśmy też fabrykę czekolady (znowu) oraz winnicę, gdzie grano muzykę na żywo. Piotrek najpierw trochę posłuchał, obowiązkowo bił brawo. Aż w końcu, wybierając oczywiście najbardziej energiczne piosenki, zaciągnął mamę do tańca :)
Dzień wyjątkowo udany, miły, słoneczny, ciepły. I już wiem, że trzeba znowu zacząć smarowanie kremem z filtrem, a także ubieranie nakrycia głowy. Takie tam uroki słonecznej Australii.
Oczywiście pamiętamy, że w Polsce Dzień Ojca obchodzi się nie dzisiaj... Ale naszym Ojcom również życzymy "Wszystkiego Najlepszego!!!" Ślemy ciepłe buziaki prosto do Wałcza i Giżycka :)












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz