poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Pierwsza Wielkanoc

Dobiega końca nasza pierwsza australijska Wielkanoc. Była bardzo udana, słoneczna, leniwa i spokojna. Każdego dnia pospaliśmy o wiele dłużej niż zwykle. 8:20 to bardzo późna pora, jak dla nas. Potem bardzo powoli szykowaliśmy śniadanie i... się.
Wydaje mi się, że zrobiliśmy w tym roku mniej jedzenia niż w latach ubiegłych, ale i tak nasze brzuchy prawie pękły w szwach. Piotrek przechodzi właśnie okres "wybieram co jem" i z całego koszyka wielkanocnego zjadł jedynie masło na bułeczce, ser i mini ciasteczko. Więc tym on się podzielił z nami, a my oprócz tego tradycyjnie rozdzieliliśmy pomiędzy siebie jajko, kiełbasę, warzywa...
Bez wątpienia nasz cwany Mistrz pamiętał, że ma przyjść Wielkanocny Zając. Można by rzec, że czekał na to. Zbieranie jajek w domu i ogrodzie sprawiło nam wszystkim ogromną przyjemność. Zwłaszcza, że przy okazji natrafiły się również inne znaleziska. Jeśli macie dzieci, z pewnością wiecie, jak to jest, gdy maluch sobie coś szczególnie upodoba. Tak więc nasze życie codzienne jest obecnie zdominowane przez Thomasa i Zygzaka. Do mnie i Adama też przyszedł zajączek :) przyniósł nam deski. Teraz musimy je wypróbować i zdecydować, czy u nas zostają. Adaś jest przeszczęśliwy, zwłaszcza, że akurat w Święta są "największe fale ever".
Jako, że ja dopiero zaczynam chorować z wirusem przyniesionym z przedszkola, Piotrek nauczony kilkoma poprzednimi dniami, jak zadbać o chorego członka rodziny, dzielnie się mną opiekował. Co jakiś czas pytał mnie, jak się czuję, czy mnie coś boli i czy mam temperaturę. Ułożył mnie również do spania w swoim łóżku, dał mi do przytulenia ulubionego kota i głaskał, abym "dzielnie zasnęła". Bardzo dawno nie chorowałam, przez co takie łagodne przeziębienie odczuwam jak koniec świata.
Mieliśmy niespodziewane odwiedziny sąsiadów. Coś jest w tych naszych kanapach, bo ktokolwiek do nas nie zawita, zaraz rozkłada się na nich. Dosłownie rozkłada. Do gustu najbardziej im przypadł mój bigos. Heh, nie dziwię im się, jest przepyszny!
Później mieliśmy już tylko po prostu leniwe dni. Nie robiliśmy nic szczególnego, trochę siedzenia, trochę zabawy, nawet trochę oglądania TV. Prawdziwe Święta, w sam raz, aby faktycznie odpocząć. Oby takich więcej. Wodna bitwa, na którą doskonale nas zaopatrzyłam w balony na wodę i pistolety niestety nie doszła do skutku z powodu naszego przeziębienia. Tak sobie myślę... przeniesiemy ją na za tydzień ;P
Wybaczcie, ale nie jesteśmy w stanie (póki co) opowiedzieć Wam, jak wygląda australijska Wielkanoc. Ale mimo wszystko, z całego serca życzymy Wam zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych. I oby Wasze marzenia spełniały się tak, jak właśnie realizują się nasze.
















6 komentarzy:

  1. Widzę, że rośnie Wam drugi lekarz :) pozdrawiamy z Bydgoszczy Marta S. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam was serdecznie! Z przyjemnością czytam i oglądam! C.H

    OdpowiedzUsuń
  3. trafiłam tu z fb Adasia, prosiłam Adasia na dermatochir, zeby wrzucał duzo zdjec i postow z Au na fb a teraz jeszcze blog!! :):) bardzo przyjemnie sie czyta, miło patrzec na Was i widac, ze super sie układa nowe zycie:) pozdrawiam serdecznie! buziaki! Ania K. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo! Miło wiedzieć, że zostawiliśmy tam kogoś, kto jeszcze czasem pomyśli o nas ciepło. Pozdrawiamy!

      Usuń