A więc... Udało nam się znaleźć białą kiełbasę. Ćwikłę z chrzanem zrobiłam jak zwykle sama. Ale moim zdaniem jest jakaś słodsza. Wyczarowałam żurek, wspierając się oczywiście knorowym żurkiem instant i zakwasem krakusowym. Już w piątek zrobiłam mazurek z kajmakiem, ale... chyba przesadziłam z kolorami. Mój niebieski wcale nie jest niebieski ;P Sami zobaczcie.
W środę zaczęłam z bigosem. Nie wyobrażacie sobie, jak trudno jest tutaj znaleźć żeberka z mięsem. Oni są tak trzepnięci na punkcie oczyszczania mięsa z różnych tłuszczyków itd, że mięsa w żeberkach jest jedynie tyle ile między samymi kośćmi. Za to kapustę kiszoną mam krakusową ze słoika. I wiecie co, jest o wiele smaczniejsza niż ostatnio bywała w Polsce, bo jest faktycznie kiszona, a nie podkwaszana, czy coś.
Oprócz tego sałatka ziemniaczana, babka piaskowo-makowa z polewą marcepanową, tona jajek...
Dom bardzo szybko przygotowaliśmy, bo tutaj, przynajmniej w tych sklepach, w których do tej pory byłam, jest bieda z ozdobami na wielkanoc. I oni chyba nie mają zwyczaju malowania jajek. Farbki w tym celu też musieliśmy nabyć w polskim sklepie. Ale coś mi nie wyszło. Jajka są łaciate. Naszukałam się też bukszpanu, w końcu kupiłam w doniczce inną roślinę, ale podobną. Koszyczki wyszykowane (chociaż baranek dostałam tylko z cukru, też w polskim sklepie) i byliśmy dzisiaj na święconce w polskim kościele.
Piotrek śpi, my wypoczywamy do góry nogami i czekamy na Wielkanoc. Mamy nadzieję, że będzie pięknie. Gigantyczne fale są tutaj w naszej zatoce, więc wszyscy surfują, zamiast świętować. Adaś też będzie pływał.
Ja z Piotrkiem przynieśliśmy sobie jakiegoś wirusa z przedszkola, więc będziemy mniej aktywni. Chociaż i ja od króliczka dostałam deskę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz